21.07.2017

Warzywnik w lipcu.


Lipiec mija pod znakiem prac wszelakich. W domu pokusiliśmy się o dwa małe remonty. Oczywiście sprzątania po nich było co nie miara więc w sumie nie były takie małe ;)
Zakupy wyprawkowe dla malucha też prawie całkowicie mamy ogarnięte więc teraz czekamy na nowego domownika.
Co do ogrodu to bywa różnie. Są dni , że nie mam siły nawet na chwilę wyjść do ogrodu a czasami siedzę pół dnia i dłubię w kwiatach. Oczywiście później cierpię okrutnie z powodu bólu kręgosłupa no ale specjalnie mnie to nie dziwi.

W warzywniku część dobra już się pokończyła. Po bobach, groszku i sałacie masłowej pozostały wolne skrzynki, które obsiałam jarmużem, facelią na zielony nawóz , fasolką szparagową , rzepą i burakami na jesienny zbiór.

Poza tym zamiast cukini rośnie mi dynia (pomyłka sprzedających sadzonki średnio mnie uradowała no ale jesienią zupy dyniowej będzie po pas), papryka ostra jest systematycznie obrywana przez Zośkę więc nie wiem czy się doczekamy czerwonych okazów a pomidory wyglądają marnie bo chłodne noce im nie sprzyjają. Koktajlowe w donicach mogłyby się zarumienić ale Młoda przedwcześnie je marnotrawi...

To co mnie zawsze raduje to zioła, którym nie muszę poświęcać za dużo uwagi a rosną jak na drożdżach. Część oregano już ususzona w słoiku czeka na jesień a natka pietruchy poporcjowana leży w zamrażarce. Syropy miętowe zbytnio mi nie smakowały więc miętę postanowiłam ususzyć na herbatę. Pozostałe krzaczki jeszcze rosną i na bieżąco zużywam w kuchni.
Nie ma to jak świeże pyszne zioła bez chemii.

Zostawiam Was z kilkoma zdjęciami i zmykam na wieczorny, zasłużony relaks.

Odpoczywajcie Ogrodnicy!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz