24.10.2017

Do róż trzeba dorosnąć...

No dobrze, ale najpierw krótkie podsumowanie prac w ogrodzie.
Po sierpniowych porodach, emocjach i ogarnianiu nowego świata nastała jesień. I okazało się, że moje myśli nadal kręcą się w okół ogrodu. Nie przysłoniły ich pieluchy, karmienia i nocne płacze. O dziwo mam tyle samo zapału do pracy a może nawet i więcej tylko...czasu brak, czasu brak :)
Początkowo nie mogłam pracować z widłami więc zatrudniliśmy dwóch mężczyzn do pomocy aby ogarnęli pobieżnie burdel jaki powstał pod moją nieobecność (czyli jakiś dobry miesiąc albo i półtora). Panowie skupili się na wyrywaniu chwastów i przygotowaniu ziemi pod nową rabatę bylinową.
Tak, tak. Moja rabata uległa kolejnemu przeobrażeniu, ale obiecuję że to już ostatnie. Teraz nabrała ostatecznego kształtu i będzie można w końcu pomyśleć o obramowaniu z cegły (nie da się ukryć, że schludny brzeg to plus pięć na wyglądzie całości).
Skoro ziemia była przygotowana to gdzieś w tzw międzyczasie zamówiłam nowe byliny od Barcikowskich a stare podzieliłam i porozsadzałam.
Oczywiście nie zapomniałam o wiosennych kwiatach cebulowych i zamówiłam trochę czosnku ozdobnego i tulipanów (postawiłam tylko na dwa kolory - fiolet i żółty).
Wrzesień minął migiem a pod koniec miesiąca zaczęły nachodzić mnie myśli o różach.
Mam wrażenie , że do tych kwiatów trzeba dorosnąć tak jak do wigilijnego karpia , którego polubiłam dopiero po trzydziestce. Poczytałam trochę w internecie, żeby się dowiedzieć czegoś  więcej o różach no i się skusiłam.
Zakupiłam cztery krzaczki z odkrytym korzeniem. Wszyscy ogrodnicy zgodnie twierdzą, że rośliny w takiej formie a i właśnie te sadzone jesienią o wiele lepiej się przyjmują i są mniej podatne na choroby. No więc skoro wszyscy tak twierdzą to znaczy , że ..coś w tym jest !
Dwie różne burbońskie już dzisiaj zadomowiły się w naszej ziemi, na kolejne jeszcze chwilę muszę poczekać. Skusiłam się na róże jadalne bo już marzę o ucieranych płatkach z cukrem i dodawaniu ich do ciasta domowej roboty :)
Dzisiaj posadziłam Louise Odier i Isaac Periere. Zgodnie z zaleceniami róże najpierw kilka godzin moczyły się w wiadrze, później dokładnie spulchniłam ziemię widłami , podsypałam obornikiem granulowanym i zadołowałam krzaczki tak aby miejsce okulizacji było ok 3-5cm pod ziemią.
Muszę jeszcze zrobić kopczyki z kory, żeby ochronić przed mrozem ale dzisiaj już nie zdarzyłam bo nastała jesienna ciemność i nadszedł czas kąpieli małych brzdąców.
A no i jeszcze dziś wpadłam na chwilę do ogródka ziołowego żeby zrobić totalną demolkę, wyrzuciłam część skrzynek, poprzesadzałam co jeszcze się dało i ...ale o tym będzie później :)

Zostawię Was teraz z kilkoma kadrami z mojego jesiennego ogrodu.
Dajcie mi znać czy znacie w/w róże i jak się sprawują w Waszych ogrodach.

A jak chcecie więcej zdjęć to zapraszam na mojego instagrama @podmiejski_azyl












1 komentarz:

  1. Skusiłaś mnie na tą Louise Odier. Kupię wiosną i będę kręcić płatki z cukrem ;)

    OdpowiedzUsuń